Szukaj na tym blogu

piątek, 29 czerwca 2012

Skandal szpitalny

Do szpitala przyszlam z rozpoznaniem-myśli samobójcze bez chęci realizacji,autoagresja lekkiego stopnia,silne objawy depresyjne.
Nie zostałam położona do izolatki ani na korytarzu -tylko do sali.

A po dobie do malej,normalnej,nie 10 osobowej sali.Co prawda curiosum jest to,ze nie dostałam poduszki-musialam-do konca pobytu-spac na przyniesionej z sobą...

Gdy poprosilam o mozliwosc rozmowy z psychologiem,zaproponowano mi...studenta.To chyba jednak nie o to chodzilo.

Prosilam o kontakt z księdzem-nie bylo ksiedza na oddziale przez caly moj pobyt-a scislej,jak sie dowiedzialam,od lat nie bywal na tym oddziale w ogóle!!!"nie było takiej potrzeby"(wypowiedz personelu)A na oddziale 1/3 to osoby b stare ,w stanach terminalnych.

Gdy się poczułam gorzej-mialam silniejsze lęki i myśli samobójcze oraz pokusy autoagresji-ale nic nie zrobiłam i nie zamierzałam zrobić,co wyraźnie zaznaczyłam(zresztą a)byłam po obserwacji na początku -gdy przyjechałam właśnie w takim stanie-jakos nic wtedy nie bylo trzeba robic poza lekami-b)mieli w karcie,że wielokrotnie tak miałam w tym samym szpitalu-i że nigdy nie trzeba mnie bylo w takich razach do izolatki tylko wystarczały lekarstwa antylękowe-po przespaniu się przechodzilo.
Poprosiłam o lekarstwo lub rozmowe z psychologiem.Jedno i drugie byloby pomoca.Lekarz i psycholog byli na oddziale. 

Wtedy-bez ostrzezenia-wsadzono mnie do izolatki wyłącznie z papierem toaletowym i piciem w małej butelce-nawet bez ręcznika,ubrania na zmianę,możliwosci umycia-by skorzystac z wc musialam dlugo walic piesciami w drzwi-bez telefonu,oczywiscie bez odwiedzin,bez krzyzówki,moich miekkich dziecinnych kredek czy ciastoliny i papieru(czyli bez mozliwosci zajecia sie czymkolwiek)-"to nie czytelnia tylko izolatka" 

Nie dostałam żadnych leków ani rozmowy z psychologiem! Wyraźnie mówiłam lekarzowi ze stan jest podobny jak przy przyjęciu do szpitala,przypomniałam jakie były działające metody pomocy do tej pory,nie miałam najmniejszej autoagresji,prosilam o leki lub rozmowe-prosilam ostatecznie o cos do zajecia sie(bezpiecznego),o telefon,chocby o mozliwosc umycia...Dopiero po 3 dobach bylam wypuszczona z izolatki.Dopiero pod koniec dyzuru wywalczylam lekarstwo.

Byl to koszmar.

Nie mialam zadnej pomocy

Dopiero inny lekarz w weekend zezwolil mi na telefon

Oczywiscie stan mi sie baaardzo pogorszyl.
Wystąpiła solidna autoagresja bez kontroli(paznokciami tez mozna)
A mozna było tego uniknac jednym lekarstwem...

Wystąpiło silne nasilenie pozostałych objawów depresyjno-lękowych.
Dotąd odchorowuję.


A po tym wszystkim -inteligientne petanio-stwierdzenie lekarki"i co-prawda ze izolatka pomogla?


ups
Trudno sie dziwic ze wypisalam sie na wlasna prosbe.



Jednak dobrze,ze Pan wykorzystał to do oduczania mnie od uzależnienia od ludzi
-przedtem nie wyobrazalam sobie ze wytrzymam.
I-do nauki modlitwy.
Byliśmy naprawdę tylko ja-i On.
"Wyprowadził ją na pustynię by mówić do jej serca".

nie miałam kompletnie nic.Tylko łóżko,kraty,kafelki,ściany.
różaniec zrobiłam sobie oderwawszy szlufkę od spodni od pizamy i porobiwszy supelki-krzyzyk z rozdzielonych zebami nitek.

I modliłam sie.
Duzo.
Za innych,sama..




"Jeżeli kochasz to czas zawsze znajdziesz/na spotkanie,list,spowiedź,na obmycie rany,na smutku w telefonie długie pół minuty..."Ks.Jan Twardowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz